Wyprawa w kosmos

Astronauta NASA Scott E. Parazynski rozmawia z Joanną Gulbińską o ostatniej niebezpiecznej wyprawie w kosmos i naprawie paneli słonecznych zlokalizowanych na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oraz swoich polskich korzeniach.Scott jest jednym z najbardziej doświadczonych amerykańskich austronautów, wykwalifikowanym lekarzem, specjalistą, którego pasją jest wspinaczka górska.

Jego ostatnia wyprawa STS-120 Wahadłowcem Discovery, rozpoczęta w październiku 2007 w trakcie, której został zainstalowany specjalny moduł konstrukcyjny Harmony łączący Mędzynarodową Stację Kosmiczną z europejskim laboratorium kosmicznym okazała się nietuzinkowym wyzwaniem. Nieoczekiwanie odkryto, że zepsute ogniwa paneli słonecznych wymagają natychmiastowej naprawy.

Gdyby to ryzykowne zadanie zakończyło się niepowodzeniem, poważne konsekwencje groziłyby przyszłości stacji kosmicznej. Zepsute ogniwa paneli słonecznych nie byłyby w stanie wygerenować wystarczającej ilości energii elektrycznej lub zagrażałyby stabilności konstrukcji stacji.

Rozbudowa kosmicznej stacji orbitalnej ma być ukończona do września 2010.

Porozmawiajmy o twojej ostatniej wyprawie i tym niesamowitym wyjściu w przestrzeń kosmiczną, żeby naprawić zepsute ogniwa panieli słonecznych. Jak dowiedziałeś się, że zostały one rozerwane i wymagają naprawy?

SP: Wróciliśmy po naszym trzecim wyjściu w przestrzeń kosmiczną, podczas którego mieliśmy za zadanie przemieścić konstrukcję paneli słonecznych P6 ze szczytu na sam dół stacji kosmicznej. Było to bardzo dramatyczne wydarzenie, samo w sobie. Wszyscy byliśmy strasznie podekscytowani sukcesem i tym, że pierwszy panel słoneczny został przygotowany i przedłużony przez naszą załogę. Sukces tego zadania potwierdzili także kontrolerzy lotu z Houston. Cieszyliśmy się, że dobrze nam poszło z pierwszym panelem. Zdjęliśmy skafandry kosmiczne i przenieśliśmy się do jednego ze stanowisk kontrolnych na stacji. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że stało się. Jedna z części została rozerwana w czasie przemieszczania z powodu wystających mocowań umieszczonych przy jednym z głównych kabli. To wydarzenie zmieniło natychmiast bieg całej misji.

Zgłosiłeś się na ochotnika do naprawy czy zostałeś wyznaczony?

SP: Zostałem wyznaczony, ponieważ byłem tam wiodącym specjalistą. Moim obowiązkiem było więc wykonanie zadania i podjęcie próby naprawienia panela. Było to zupełnie coś innego, coś czego nigdy przedtem nie robiliśmy. Nie byliśmy pewni czy się uda, nawet już tam, na zewnątrz. Ale plan był wspaniale opracowany przez wielu inżynierów pracujących na ziemi, po pierwsze, żeby mnie tam wynieść przy użyciu robotów, ale także dotyczył narzędzi, którymi przeprowadzaliśmy naprawę.

{gallery}scott{/gallery} 

Zespoły specjalistów pracowały intensywnie na ziemi, żeby dostarczyć Ci plan wyjścia w przestrzeń kosmiczną i umożliwić przeprowadzenie naprawy. Interesuje mnie jak Ty sam przygotowywałeś się do tego zadania.

SP: Było to prawdopodobnie około 72 godzin pracy inżynierów na ziemi, bez ustanku. Opracowali oni plan i procedury jak stworzyć mankiety, które połaczą i ustabilizują panele słoneczne. W tym samym czasie opracowywano procedury i specjalną animację tego jak mam się tam dostać na miejsce, tak żeby mieć pogląd, jak proces ten miałby wyglądać. Mieliśmy więc trochę czasu, żeby przygotować narzędzia oraz nasze skafandry na wyjście. Odbyliśmy także trzy video konferencje ze specjalistami na ziemi, omawiając procedury i plany na wypadek niebezpieczeństw, które mogły wystąpić. Za każdym razem stawaliśmy się mądrzejsi i zdobywaliśmy więcej pewności, jak całe zadanie mamy wykonać. Tak jak już mówiłem, przygotowania zajęły całe trzy doby.

Czy możesz opisać jak czułeś się tam w górze będąc przytwierdzonym tylko za nogi na końcu prawie 30-metrowego wysięgnika w otwartej przestrzeni kosmicznej?

SP: To było bardzo, bardzo dramatyczne przeżycie. Muszę przyznać, że w drodze do panela ogniw słonecznych byłem bardzo skoncentrowany na zadaniu, więc nie zwracałem uwagi na widoki i otoczenie, które były spektakularne. Byłem skupiony na pracy, która mnie czekała. Chciałem zrobić kilka zdjęć cyfrowym aparatem, ale niestety bateria przestała działać, zanim zrobiłem pierwsze zdjęcie. Myślałem w drodze o różnych opcjach naprawy, ale jak już się tam dostałem to była tylko praca. Po wykonanym zadaniu natomiast, jak już wiedziałem, że stacja kosmiczna będzie bezpieczna, cieszyłem się każdym momentem, w którym mogłem podziwiać te niesamowite widoki.

Jak wyglądało to doświadczenie wyjścia w przestrzeń kosmiczną w porównaniu do tego pierwszego spaceru w kosmosie?

SP: Za każdym razem czuję się bardziej jak w domu. Środowisko to jest dość obce. Spędzając mnóstwo czasu w skafandrze kosmicznym człowiek staje się z nim jednością. W takim środowisku zaczynam czuć się coraz bardziej komfortowo. I podczas tego lotu nie czułem się już tak obco, było właśnie bardziej jak w domu.

Czy to był twój pomysł, żeby temat muzyczny z Gwiezdnych Wojen obudził Cię tego dnia?

SP: Był to pomysł mojego syna, Luke`a. Oboje jesteśmy wielkimi fanami Gwiezdnych Wojen. Na pokładzie mieliśmy też laserowy miecz Luke`a Skywaker`a. Mój syn wpadł na pomysł, żeby obudzić mnie tego dnia tą muzyką i powiem szczerze, miało to dla mnie ogromnie znaczenie.

Jak kontrolujesz nautalny instynkt strachu w tak stresującej sytuacji?

SP: Najbardziej bałem się jednego, że nie będę umiał tego naprawić, po tych wszystkich wysiłkach, żeby mnie tam usytuować we właściwej pozycji. Martwiłem się, że nie będę w stanie wykonać swojej części zadania, żeby ocalić panele słoneczne. Więc najważniejszą sprawą było dla mnie wykonać swoją część dobrze, nie zastanawiałem się zbytnio nad innymi zagrożeniami. Podczas przygotowań wiele osób myślało jak kontrolować niebezpieczństwa – szkoki czy krytyczne sytuacje, które mogły wystąpić, więc stwierdziłem, że takie ryzyko zostało wkalkulowane, ale i zminimalizowane. Dlatego też najbardziej obawiałem się tego, żeby tylko wykonać zadanie.

Przeczytałam, że rodzina jest dla Ciebie naprawdę ważna. Co możesz mi powiedzieć o swoich polskich korzeniach?

SP: Na przełomie poprzedniego wieku, moja rodzina przybyła do Ameryki przez Ellis Island. Spędziłem w tym niesamowitym miejscu trochę czasu. Emigrowali z Krakowa i osiedlili się w górnej części stanu Nowy Jork. Była to rodzina od strony mojej babci i mojego pradziadka. Byłem kilka razy w Polsce z krótkimi wizytami w Krakowie i Warszawie. Wiem, że mam dalekich krewnych w tych regionach Polski, niestety jeszcze się nie spotkaliśmy. Polska to piękny kraj.

Wiem, że zabrałeś ze sobą na wyprawę w kosmos pamiątki rodzinne należące do twoich przodków.

SP: Zabrałem odznakę polskiego szwadronu Kościuszki. Ma on wspaniałą historię i szczyci się doskonałością w lotnictwie. Byłem więc bardzo dumny, że mogłem zabrać taki wyjątkowy symbol, który oddaje honor historii lotnictwa. Cieszę się, że miałem go ze sobą i że będę mógł go kiedyś zaprezentować.

Jaką radę dałbyś młodym ludziom, którzy chcieliby pojść w twoje ślady lub myślą o rozpoczynaniu kariery zawodowej?

SP: Myślę, że najważniejszą rzeczą, aby odnieść sukces, który może stanowić swego rodzaju wyzwanie są marzenia i chęci, żeby je zrealizować. Wiele młodych osób ma marzenia, ale traci chęć i motywację, aby je urzeczywistnić. Wyszystkie rzeczy w życiu, które są wspaniałe wymagają wiele pracy. Niestety nic nie jest podane na srebrnej tacy, na wszystko trzeba ciężko pracować. A jeśli trzeba na to zapracować samemu, będzie to miało jeszcze większą wartość. Więc jeśli ktoś chce być astronautą, przywódcą politycznym, chronić środowisko lub spełniać jakiekolwiek inne marzenia, musi pracować w tym kierunku. Po drodze czeka wiele niesamowitych nagród. Zawsze powtarzam młodym ludziom, żeby wytrwali w ciężkiej pracy.

Bardzo dziękuję za poświęcony mi czas i życzę powodzenia. 

Joanna Gulbinska

 

Opisy do zdjęć: 

rząd górny od lewej

28.10.2007 – Astronauta Scott Parazynski, Specjalista w czasie misji STS-120, bierze udział w drugiej z pięciu zaplanowanych sesji wyjścia w przestrzeń kosmiczną (EVA), kontynuując prace konstrukcyjne na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.   W sześć godzin i 33 minuty Parazynski i astronauta Daniel Tani (niewidoczny na zdjęciu), Inżynier lotu, pracowali razem, aby odczepić kable od łącznika P6, pozwalając na usunięcie części Z1.

26.10.2007 – Astronauta Scott Parazynski, Specjalista w czasie misji STS-120, ubrany w skafander kosmiczny (Extravehicular Mobility Unit – EMU) na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej pod koniec pierwszej sesji wyjścia w przestrzeń kosmiczną.   

03.11.2007 – Astronauta Scott Parazynski, Specjalista w czasie misji STS-120,  przyczepiony za stopy do wysięgnika (OBSS) bierze udział w czwartej sesji wyjścia w przestrzeń kosmiczną. Wahadłowiec Discovery jest zadokowany na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. W trakcie wyjścia w przestrzeń kosmiczną trwającej 7 godzin i 19 minut, Parazynski odciął zaczepione kable i zainstalował stabilizatory, które mają wzmacniać uszkodzoną konstrukcję paneli słonecznych oraz umocnić miejsca wokół uszkodzeń. Astronauta Doug Wheelock (niewidoczny na zdjęciu), Specjalista w czasie misji STS-120, asystuje czuwając nad odległością pomiędzy Parazynskim a panelem. Tuż po zakończeniu naprawy, kontrolerzy lotu na ziemi uznali przemieszczenie paneli za uwieńczone sukcesem.

26.10.2007 – Astronauta Scott Parazynski, Specjalista w czasie misji STS-120, bierze udział w pierwszej z pięciu zaplanowanych sesji wyjścia w przestrzeń kosmiczną (EVA), aby wykonać prace na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, w trakcie gdy Wahadłowiec Discovery jest zadokowany na stacji. W niewiele ponad sześć godzin Parazynski i astronauta Doug Wheelock (niewidoczny na zdjęciu), Specjalista w czasie misji STS-120, zainstalowali specjalny moduł konstrukcyjny Harmony w tymczasowym miejscu na stacji, przygotowali łącznik P6 do przemieszczenia w trakcie drugiej sesji EVA, wydostali oderwaną antenę radio-telekomunikacyjną oraz przymknęli pokrywę okna na Harmony, która otworzyła się w trakcie startu Discovery.

rząd dolny od lewej

30.10.2007 – Astronauta Scott Parazynski, Specjalista w czasie misji STS-120 sfotografowany podczas trzeciej sesji wyjścia w przestrzeń kosmiczną (EVA) kontynuując prace konstrukcyjne na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. W trakcie wyjścia w przestrzeń kosmiczną, które trwało 7 godzin i 8 minut Parazynski oraz astronauta Doug Wheelock (Specjalista w czasie misji, niewidoczny na zdjęciu) zainstalowali element P6 wraz z przynależnymi do niego panelami słonecznymi w docelowe miejsce, zainstalowali zapasową część służącą do przełączania na platformie ładowniczej oraz wykonali kilka kolejnych zadań przygotowujących. Parazynski także dokonał inspekcji portu SARJ (Solar Alpha Rotary Joint) w celu zebrania danych porównawczych.

26.10.2007 – Astronauta Scott Parazynski, Specjalista w czasie misji STS-120 sfotografowany w przestrzeni cargo w takcie pierwszej z pięciu zaplanowanych sesji wyjścia w przestrzeń kosmiczną (EVA), prowadzi prace na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej podczas dokowania Wahadłowca Dicovery. Część Node 2 znana także jako Harmony została przyłączona do rozrastającego się kompleksu stacji dzięki wysiłkom dwóch astronautów oraz pozostałych członków załogi, którzy w czasie pracy przebywali w rękawie łączącym dwa pojazdy. 

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.