Parasolki z Cherbourga, recenzja
Parasolki z Cherbourga – żywy, romantyczny i zabawny musical oparty na filmie wyreżyserowanym przez Jacquesa Demy stanowi perfekcyjne antidotum na chłodne zimowe wieczory. Najnowsza produkcja Teatru Curve w reżyserii Emmy Rice jest absolutną frajdą. Inteligentne sztuczki teatralne dodają głębi i zabawności opowiadanym historiom, ale Parasolki z Cherbourga to przecież historie miłosne, które nie zawsze kończą się ‘i żyli długo i szczęśliwie’.
Aranżacje muzyczne Michela Legranda są urocze. Harfa pomaga wykreować nastrój, który przybliża widzów do klasycznej historii o miłości i związkach. Instrumenty muzyczne są fantastycznie zintegrowane z resztą sceny. Dyrygent przygląda się rozwijającej się historii w charakterze pianisty, kierując orkiestrą jednocześnie wyczarowuje urzekające dzwięki.
{gallery}cherbourg{/gallery}
Aktorzy tworzą spójny zespół wykazujący się swą wszechstronnością w tańcu, śpiewaną interpretacją dialogów oraz gimnastycznymi interakcjami ze zręcznie zaprojektowaną dekoracją. Jako, że akcja rozwija się w pobliżu portu w Cherbourgu, marynarze tworzą integralną część zespołu i z entuzjazmem uczestniczą w rozwoju wypadków. Umiejętnie przekraczają barierę pomiędzy aktorami i widownią, nawet bardziej niż możnaby się spodziewać, pogromcy mórz wymienią uściski i pocałunki z widzami.
Lola grana przez Meow Meow (jedna z najlepszych artystek 2010 roku według New Yorkera) hipnotyzuje widownię narracją prezentowaną z pewnością utalentowanej diwy kabaretowej. Ale to nie tylko jej gra aktorska i zdolności językowe, a przede wszystkim jej ochrypły głos sprawiają, że na sali zaczyna unosić się prawdziwie magiczna atmosfera w trakcie jej występu.
Podsumowując, Parasolki to rewelacyjne przedstawienie muzyczne, istnie perfekcyjna mieszanka świetnej muzyki, ciekawej historii oraz wyśmienitej reżyserii. Nie przegapcie światowej premiery w Curve, gdzie przedstawienie jest grane do 26 lutego 2011, następnie będzie wystawiane w Londynie.
Joanna Gulbinska